Igraszki mojej czaszki
Na Giewoncie wczesną porą naszła nas nagła ochota na zbliżenie. Zakopane pod stopami. Słońce dopiero zaczynało się budzić. A na samym szczycie ja i ona. Zmęczeni ale spragnieni siebie. Nikogo nie było widać ani słychać. Bez chwili zastanowienia zdjeła mi spodnie i wzieła go do ust. Ciągnęła jak nigdy wcześniej. Nie mogłem ukryć uśmiechu na twarzy i zadowolenia. Pragneła go całą sobą. Spojrzała mi w oczy i przewróciła na ziemie. Zaczeła po mnie skakać. Czułem jak strasznie jest mokra. Czułem jak leci z niej mi po nogach. Nie krępowała się. Jęczała z całych sił...
Dodaj komentarz